sobota, 12 lipca 2014

Rozdział 1








„Tomek, Tomek słyszysz mnie!?”








Od tego wydarzenia minął już ponad rok. Moritz próbował odnaleźć dziewczynę, lecz z marnym skutkiem. Marco również starał się pomóc przyjacielowi lecz nie mógł nic zrobić. Mieli zbyt mało informacji. Szukali prawdopodobnie we wszystkich znanych Dortmundzkich miejscach, lecz z marnym skutkiem. Nie wiedzieli o niej nic. Po około pół roku Mo poznał Lisę. Tak, są parą… Choć chłopak nadal w swojej pamięci ma tamtą dziewczynę, jest szczęśliwy ze swoja partnerką.Razem z Lisą świetnie się dogadują.

A co u Majki? Nadal nie może zapomnieć  o tamtym dniu. O nim… wiedziała jednak, że to i tak by nie miało sensu. Gdyby wtedy została z nim zrobiłaby sobie nadzieję. Nie chciała cierpieć. Wiedziała, ze ich znajomość nie ma prawa istnieć nawet wtedy gdyby mieli być tylko znajomymi. No bo przecież to jest Moritz Leitner –piłkarz Borussii, a ona? Ona jest tylko zwykłą dziewczyną z Dortmundu.

Oczywiście przez ten rok nadal chodziła na mecze BvB. Nie mogła sobie odmówić spotkań swojej ukochanej drużyny i widoku… Jego. Wiedziała, ze nie może już go nigdy spotkać. Tym bardziej, że on teraz ma dziewczynę. Po co więc miałby o niej pamiętać? To by było niedorzeczne…Jednak ona... ciągle miała go w swoim sercu.






`***`







Dzisiejszego dnia było mi strasznie smutno. Nie wiem dlaczego. Może powodem tego była deszczowa pogoda, a może fakt, że dziś mija równe 400 dni od spotkania z NIM. Nie wiem, zupełnie nie wiem. Czasami zastanawiam się co by się stało gdybym wtedy została, gdybym chociaż podała mu swoje imię.  Ale to przecież bez sensu. Kogo ja oszukuje....
Jak zwykle, kiedy było mi smutno siedziałam na parapecie ubrana w bluzę, którą tamtego dnia dostałam od Moritza. Nie chciałam mu jej zwracać, nie mogłam... W rękach trzymałam kubek ciepłego kakao. Ono zawsze mnie uszczęśliwiało, nie wiem dlaczego. Od kiedy pamiętam w chwilach, gdy czułam się źle, mama zawsze przynosiła mi kubek tego pysznego napoju. Na moich kolanach natomiast spoczywało jedno zdjęcie, które o ironio zrobił nam jakiś foto reporter. Nie wiem jakim sposobem, ponieważ nie przypominam sobie, żeby ktoś tam był.

- Majuś, a Ty co znowu? Ubieraj się, zabieram Cie gdzieś – powiedział radośnie Tomek, który wszedł do mojego mieszkania. To mój najlepszy przyjaciel. Miał klucze, więc wchodził kiedy chciał. Ufałam mu, więc nie widziałam w tym żadnego problemu. Ja też miałam jego klucze na wypadek gdyby coś nie daj Boże się stało, albo gdybym go chciała po prostu odwiedzić, tak jak on dzisiaj mnie.
- Nie mam nastroju – opowiedziałam zgodnie z prawdą. Dzisiaj najchętniej nie ruszałabym się z domu.
- Znowu o nim myślisz? - zabrał fotografię z moich kolan. Skinęłam tylko twierdząco głową. - Maja, to już ponad rok..
- 400 dni - poprawiłam go z jeszcze większym smutkiem
- Majka... - podszedł do mnie i ucałował w czoło. Lubiłam to, czułam się tak bezpiecznie i tak jakby... ważna dla kogoś.
- Tak, wiem. Powinnam zapomnieć, ale wiesz jakie to trudne? - nic nie odpowiedział. No bo co mi miał powiedzieć?
- Chodź, zabiorę Cię gdzieś - powiedział po chwili ciszy
- Nie mam ochoty. Dzisiaj. Przepraszam.
- No proszę Cię. Nie mogę patrzeć jak jesteś smutna. – zrobił minę szczeniaczka
- Oj no dobrze – zgodziłam się i z lekkim uśmiechem na ustach udałam się przebrać.
- To gdzie mnie zabierasz? – zapytałam kiedy już siedzieliśmy w samochodzie.
- Kręgle i lody czy kręgle i lody? - zapytał z powagą - A no i jeszcze do wyboru masz kręgle i lody - dodał
- Trudny wybór.. Chyba kręgle i lody - odpowiedziałam uśmiechnięta - Ty zawsze wiesz czym mnie uszczęśliwić. Dziękuję, że jesteś – cmoknęłam go w policzek, tak odruchowo. Często tak robiłam.
- A to dla Ciebie – powiedział wyciągając kwiatek z tylnego siedzenia
- Jejku, nie musiałeś, to strasznie miłe – zarumieniłam się. Co prawda kiedyś już dostałam kwiatki od Tomka, ale za każdym razem peszyłam się. Czułam się wtedy taka wyjątkowa i od razu poprawiał mi się nastrój. My - dwójka przyjaciół doskonale czuliśmy się w swoim towarzystwie. Mimo tego, że znaliśmy się nieco ponad rok oboje zachowywaliśmy się tak, jakbyśmy znali się od dziecka. Po skończonej partii kręgiel, w których lepszy okazał się Tomek, oboje zadecydowaliśmy, że miło byłoby się przejść po parku. Wieczorem Dortmund wyglądał wspaniale. Starałam się codziennie wychodzić wieczorem, być choć przez chwilę zobaczyć to miasto. Miało coś w sobie, że czułam potrzebę podziwiania go. Tomek zazwyczaj mi towarzyszył w tych spacerach. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Tak sobie czasem myślę, że gdyby ktoś tego nie wiedział mógłby uznać nas dwoje trzymających się za ręce ludzi za parę.
- Tomuś… - zaczęłam nieśmiało
- Tak?
- Pięknie tutaj, prawda? - zapytałam, lecz nie oczekiwałam jego odpowiedzi. Wiedziałam, że się ze mną zgodzi. - Tak się zastanawiam... Nie znudziły Ci się jeszcze te cowieczorne spacery ze mną? Nie nudzi Cie to?
- Majuś, a co by mnie miało nudzić? Spędzanie czasu z Tobą? Przecież wiesz ja bardzo to lubię.
- Ale ja czasem marudzę i wiem jaka jestem nieznośna - powiedziałam zgodnie z prawdą
- Mi to "czasem" nie przeszkadza - uśmiechnął się do mnie
- Czyli to znaczy, że mnie jeszcze troszeczkę lubisz? - zapytałam
- Przecież wiesz – odpowiedział
- A zatańczysz ze mną? – zapytałam przygryzając wargę
- Tutaj? W centrum Dortmundu? Przecież wiesz, że nie potrafię tańczyć. Zawsze potykam się o swoje nogi. – odparł zaskoczony
- Na chwilę, no proszę!
- Wariatka – powiedział, okręcił mnie, a potem przytulił do siebie – I do tego moja własna -  dodał
- No jasne, że twoja. A kogo mam być?  - zaśmiałam się
- Nie wiem, nie wiem… może masz tam kogoś za moimi plecami.
- Oj Tomek, przecież wiesz, że o wszystkim Ci mówię – cmoknęłam go w polik
- To mogę liczyć na to, ze pójdziesz ze mną na bankiet?
- Z Tobą zawsze i wszędzie – ponownie uśmiechnęłam się
- Widzę, że humorek się poprawił.
- No przecież! Lody najlepsze na wszystko.
- A ja myślałem, ze to moja zasługa… - posmutniał
- Troszeczkę Twoja też - uśmiechając się dałam mu kuksańca u ramię.

Spacerowaliśmy jeszcze trochę po Dortmundzie, a kiedy zaczęło się ściemniać Tomek odwiózł mnie do domu. Byłam mu bardzo wdzięczna za ten wieczór.  Pomógł mi się odstresować przed nadchodzącymi egzaminami jak i również na trochę zapomnieć o Leitnerze. Tak, on nadal siedział mi w głowie i nie potrafiłam się go pozbyć. Jak na razie...

Weszłam do swojego pokoju, wyciągnęłam z szafy koszulkę i krótkie spodenki, przebrałam się i usiadłam na łóżku.  Odruchowo wzięłam telefon do ręki i nie wiedzieć czemu zadzwoniłam do Tomka
- Hej Tomuś – powiedziała słodko
- Hej myszko, stało się coś?
- Nie, chciałam ci tylko powiedzieć, że jesteś najlepszy
- Dzięk… -  usłyszałam głośny huk
- Tomek, Tomek słyszysz mnie? Proszę Cie odezwij się, Tomek!!! –krzyczałam do słuchawki lecz nikt nie odpowiadał.




______________________________________________
Od autorki.
Hej, prezentuję Wam pierwszy rozdział tego oto bloga. Mam nadzieję, że Wam się spodoba, jeśli tak - piszcie. Jeśli nie - również piszcie :D
Jesteście tutaj?
Buziole :**


1 komentarz:

  1. Ej ej nie zabijaj Tomka. Matko nie pprzeżyje tego;((( Najpierw traci Moritza a teraz ten huk. Jejku nooo nienawidzę, gdy blogerki tak robią;((
    Już odliczam czas do następnego, bo zżera mnie ciekawość;***
    Kocham<3
    Tak jestem:***
    Pozdrawiam Dagrasia:**

    OdpowiedzUsuń