niedziela, 28 września 2014

Rozdział 7











Odejścia kolejnego tak znakomitego piłkarza nie przeżyłabym. 













Dźwięk telefonu. Pierwsza rzecz, którą usłyszałam tego poranka. Spojrzałam na wyświetlacz, który wskazywał 7.21. "Vanessa, jeśli dzwonisz bez powodu zabiję Cię" - pomyślałam i takie też słowa wypowiedziałam do słuchawki kiedy odebrałam.
- Majka, przepraszam Cię, ale ja zupełnie nie wiem gdzie ja jestem. Możesz po mnie przyjechać, proszę? - zapytała łamiącym się głosem
- Vann, coś Ci się złego stało? -  zapytałam przejęta
- Nie, ja tylko... nie wiem gdzie jestem. Przyjedziesz? Proszę.
- Oczywiście, gdzie jesteś?
- Ja nie wiem. Obok bloków.
- Van.. w Dortmundzie jest dużo bloków. Skup się
- Widzę niedaleko mnie Tesco.
- No to jesteśmy w domu. Czekaj tam na mnie. Za 20 minut będę. - rzekłam rozłączając się. Zebrałam się więc szybko zakładając pierwsze lepsze ubrania. W tym przypadku były to leginsy i mój stary i powyciągany sweter, który zawsze leżał obok mojego łózka. Był moim ulubionym, więc nie obchodziło mnie to jak w nim wyglądam. Po domu często w nim chodziłam.
Po upływie nieco 20 minut znajdowałam się pod miejscowym supermarketem, gdzie czekała już na mnie Vanessa.
- Gdzieś Ty była przez całą noc? - zapytałam kiedy wsiadła
- Opowiem C w domu, ok?
- Dobrze - odpowiedziałam, a resztę drogi do mieszkania pokonałyśmy w milczeniu. Gdy weszłyśmy do środka zaparzyłam jej kawę i przygotowałam tosty na śniadanie, a ona w tym czasie poszła wsiąść prysznic. Gdy wróciła podsunęłam jej śniadanie pod nos. Zapanowała cisza, która średnio co minutę była przerywana stukotem odkładanego kubka po kawie.
- Vanessa mów no, bo zaraz umrę z niecierpliwości. - rzekłam - Gdzie Ty się podziewałaś całą noc?
- Bo ja byłam, i,,, nie wiem od czego zacząć.
- Od początku, Vanessa od początku.

Perspektywa Vanessy

Wszystko zaczęło się od tego jak w pewnym sensie zmusiłaś mnie do tańca z Marco. Początkowo byłam na Ciebie strasznie zła, ponieważ nie miałam ochoty na żadne tańce z jakimś piłkarzem. Przecież on jest sławny i strasznie rozpoznawalny... Jednak będąc na parkiecie nie odczuwałam tego. Nie wiem czy to przez tą ogromną ilość ludzi czy przez coś innego. 
- Ładnie wyglądasz - powiedział blondyn podczas któregoś z kolei tańca
- Dziękuję - odpowiedziałam lekko uśmiechając się - Ty też niczego sobie
- Ma się ten styl - rzekł na co znowu się zaśmiałam
- Marco, może przedstawisz nam swoją nowa koleżankę? - zapytał Łukasz Piszczek
- To jest moja piękna znajoma, która nazywa się... - zaczął mówić, ale niegrzecznie mu przerwałam
- Moja ulubiona piosenka! Chodź tańczyć - pociągnęłam go na parkiet udało mi się tylko usłyszeć "młodość" z ust Błaszczykowskiego, a potem? Potem znowu szalałam z Reusem na parkiecie. Wiesz, moja złość na Ciebie za to, że musiałam z nim pójść zatańczyć minęła. 
- Potrzebuję na chwilę wyjść na świeże powietrze, przepraszam Cię na moment - rzekłam, a raczej krzyknęłam mu do ucha
- Pójdę z Tobą, jeśli nie masz nic przeciwko.- zaproponował
- Nie, nie mam - odparłam i trzymając mnie za rękę by nie zgubić mnie  w tłumie ludzi wyszliśmy na zewnątrz. Był wieczór, a  sumie noc, lecz było gorąco i duszno.Na szczęście wiał przyjemny, chłodny wiaterek.
- Często bywasz w tym klubie? - zapytał
- Czasem kiedy odwiedzam Majkę.
- Nie mieszkasz tutaj?
- Mieszkałam w Londynie razem z moimi rodzicami, ale teraz mój tato dostał propozycje pracy w Dortmundzie, dlatego postanowiłam się razem z nimi przeprowadzić tutaj. Na razie mieszkam z Majką, a co będzie potem zobaczy się. A Ty? Często tu przychodzisz?
- Czasem z chłopakami wybierzemy się na piwo. No nie będę kłamał
- Alkoholik -  zażartowałam
- Ależ skąd! To, że czasem trochę wypiję nie czyni ze mnie od razu alkoholika. - zapierał się
- Przecież tylko żartuję. A to nie szkodliwe dla sportowca? 
- Czasem można, ale nie za często. A Ty co tak się tym przejmujesz?
- Nie mogę pozwolić na to, by piłkarze jednego z moich ulubionych klubów zostali alkoholikami. Co to to nie! Chyba bym Was wszystkich na odwyk musiała wysłać!
- Jednego z ulubionych? 
- Tak, tak, przecież mieszkałam w Londynie. I'am Gunners! - rzekłam pokazując serduszko
- Wariatka - Reus skomentował moje zachowanie. 
- No dziękuję bardzo!
- Ale to w tym dobrym sensie! - rzekł broniąc się. 
- Nie chce mi się już wracać do środka- powiedziałam - Przepraszam, nie powinnam tego mówić.
- Wiesz? Mi też nie - puścił mi oczko - może się przejdziemy? 
- Z miłą chęcią - odparłam. Ruszyliśmy się więc i powędrowaliśmy w zupełnie mi nie znanym kierunku. Znaczy wiedziałam gdzie jesteśmy do momentu minięcia stadionu. Później kompletnie zgubiłam orientacje. Jakoś się tym jednak nie przejmowałam. Reus przecież mieszka w Dortmundzie, więc zna drogę. Całkiem dobrze mi się z nim rozmawiało. Sadze, że możemy się zaprzyjaźnić, jeśli mój towarzysz w spacerowaniu wyrazi taką chęć. Nagle poczułam jak krople deszczu zaczęły moczyć moje policzki. Z każdą chwilą robiły się coraz większe.
- Marco! Zaczyna padać, co my teraz zrobimy?
- Za mniej więcej 300 metrów jest mój dom. Możemy się tam schować - zaproponował,  a ja przystałam na jego propozycję. Niestety zaczęło tak strasznie padać, że musiałam ściągnąć buty i biec na bosaka, bo przecież nie potrafię biegać w szpilkach. Nie wiem czy ktokolwiek potrafi. 
- Wyglądam jak zmokła kura - rzekłam po wejściu do domu Marco. 
- Ja tak nie uważam, nadal wyglądasz pięknie. 
- W tych mokrych ubraniach i roztrzepanych włosach? Pewnie... 
- Pozwól, że przeproszę Cię na chwilę. - rzekł i poszedł na górę po schodach. Ja natomiast udałam się do salonu. Cały jego dom był znakomicie urządzony. Wszystko do siebie pasowało. Piękne jasnobrązowe ściany, wiszący na niej obraz, ta kanapa... Po prostu jego dom mnie zachwycał. 
- Po około 7 minutach Marco wrócił przebrany w ciemna koszulkę oraz spodenki.
- Proszę, to dla Ciebie. Osusz się i przebierz. Potem odwiozę Cie do domu. - powiedział dając mi jego ubrania oraz ręcznik - Do łazienki korytarzem prosto, pierwsze drzwi po lewej.
- Dziękuję - powiedziałam i udałam się przebrać. Gdy wróciłam Marco czekał już na mnie w salonie.
- Zaparzyłem Ci herbatę. Mam nadzieję, że lubisz. 
- Dziękuję, jesteś dla mnie strasznie miły.
- Oj tam, trzeba sobie wzajemnie pomagać, prawda?
- Tak, chyba. Masz bardzo ładny dom - zmieniłam temat - Sam urządzałeś?
- Większość sam, ale pomagał mi również mój przyjaciel Mario. Kiedy przeprowadzałem się do Dortmundu miałem tylko jego. On okazał mi wtedy ogromne wsparcie.
- A teraz Cię ostawił - powiedziałam nie myśląc nad tym co mówię - Przepraszam, nie powinnam.
- Mario chciał się rozwijać, wybrał taką drogę. Ja nie mam mu tego za złe. Tak zadecydował. Ja osobiście nie żałuje, że przeszedłem do Dortmundu. To piękne miasto, wspaniali kibice, a trener jest dla nas jak ojciec. Okazuje nam ogromne wsparcie i daje wiele perspektyw rozwoju.
- Mam nadzieję, że nas - Dortmundczyków - nie opuścisz.  Kiedy Mario odszedł płakałam chyba ponad dwa tygodnie. Odejścia kolejnego tak znakomitego piłkarza nie przeżyłabym. 
-Nie zostawię. Obiecuję - powiedział przytulając mnie
Potem rozmawialiśmy jeszcze na różne tematy. Później Reus wyszedł do innego pokoju, już nie pamiętam po co. Nie wiem ile go nie było, ale dla mnie to było wystarczająco długo. Zasnęłam. Rano obudziłam się na dużym łóżku okryta kołdrą. Tak mi się wydaje, że to Marco mnie tam przeniósł. Spojrzałam na mój telefon - była 6.58. Przebrałam się szybko w moje ubrania, znalazłam jakiś długopis oraz kartkę. Napisałam Reusowi krótkie podziękowanie i wyszłam. Chciałam wrócić do Ciebie do mieszkania, ale po 10 minutach błądzenia po Dortmundzie stwierdziłam, że to nie ma sensu i zadzwoniłam po Ciebie. Mam nadzieję, że się nie gniewasz...





Perspektywa Majki



- No to zabalowałaś - powiedziałam po wysłuchaniu jej opowieści
- Ja byłam całkiem trzeźwa - rzekła moja przyjaciółka  powagą na co ja tylko zmierzyłam ją wzrokiem - No dobrze, wypiłam może dwa drinki, ale to przecież nie czyni mnie pijaną
- Oczywiście kochana. Tak tylko informuję Cię, że jutro idziemy na mecz. A po meczu może spotkamy się  piłkarzami. 
- Oj no nie wiem - powiedziała
- Zobaczysz Marcooo - niemalże zaśpiewałam
- W takim razie tym bardziej nie idę - posmutniała
- Czemu? Myślałam, że się zaprzyjaźniliście. 
- Reus jest miły i sympatyczny i czasem słodki, ale on jest piłkarzem, jest sławny...Wszędzie śledzą go paparazzi, więc jeśli zobaczą mnie z nim dopiszą sobie od razu milion historyjek, a ja tak nie chce. Mówiłam? - powiedziała otwierając pierwszy lepszy program plotkarski - Już są nasze zdjęcia. Jak oni je zrobili? Na mecz, owszem mogę pójść, ale nic więcej.
- Rozumiem, ale przemyśl to jeszcze, dobrze? 
- Dobrze, ale raczej nie zmienię dania. A teraz wybacz jestem zmęczona. Jeszcze poszłabym spać
- Mówisz? - zapytałam przypominając jej poranny telefon
- Przeprosiłam przecież, tak? Mogłaś po mnie nie przyjeżdżać. Sama bym trafiła.
- Chyba za trzy dni - odparłam. - Dobrze już, idź spać, ja też pójdę - rzekłam i obie od razu ułożyłyśmy się w łózkach. 


Obudziłam się gdzieś około 15. Wstałam więc i postanowiłam przygotować jakiś obiad. Z racji tego, iż moje produkty nie pozwoliły mi na przygotowanie czegoś wymyślnego postanowiłam przyrządzić naleśniki.  Ich zapach obudził również Vanessę. Po wspólnie jedzonym posiłku nie pozostało mi nic innego jak udać się do pracy. Przebrałam się więc i uczesałam, a potem spacerkiem udałam się do mojego baru. W myślach modliłam się, aby dziś nie było tak dużo ludzi jak wczoraj. Poprzedniego dnia już powoli nie dawałam rady. Mówcie co chcecie, ale praca barmanki/kelnerki wbrew pozorom jest bardzo męcząca. Po około 15 minutach znajdowałam się już w pracy. Moje pierwsze wrażenie? Polowa mniej ludzi niż wczoraj. Sukces!
Pogrążona całkowicie swojemu zajęciu - wycieranie i układanie szklanek - nie zauważyłam kiedy do lokalu wszedł Marco.
- Cześć, Ty jesteś Majka, prawda? - zapytał
- Cześć, Tak, Majka to ja. - wskazałam na  identyfikator, na którym widniało moje imię - Podać coś?
- Nie, a właściwie wodę cytrynową.
- Proszę bardzo - rzekłam podając mężczyźnie szklankę wypełnioną napojem.
- Mogę Ci zająć 5 minut? - zapytał po chwili
- Jak widzisz jestem w pracy, ale jak też możesz zauważyć nie ma ogromnego ruchu, więc tak - odparłam na co blondyn minimalnie się uśmiechnął
- Chciałem się zapytać co z Vanessą. Mówiła że się przyjaźnicie i chciałem wiedzieć jak wróciła do domu, czy wróciła - rzekł z troską w głosie
- Przyjechałam po nią. Nie musisz się o nią martwić.
- Wczoraj miałem ją odwieźć, ale ona zasnęła. Nie chciałem jej budzić.
- Spokojnie, nie musisz się tłumaczyć - powiedziałam słysząc przejęcie w głosie Marco - Liczyłeś na to, że ją tutaj spotkasz, prawda?
- W sumie tak. Vanessa jest na prawdę miłą dziewczyną. Chciałbym ją lepiej poznać.
- Ja niestety dostałam zakaz podawania jej Twojego numeru. Może innym razem ją tu spotkasz - było mi żal Marco. Widać, że bardzo polubił Vann.
- Dlaczego? Zrobiłem coś nie tak? W żadnym wypadku nie chciałem jej skrzywdzić.
- Ona mówiła mi dziś o Tobie - powiedziałam, a jego oczy jakby się zaświeciły - Powiedziała, ze jesteś bardzo miły, ale jesteś sławny. Ona już kiedyś została zraniona przez to i teraz boi się. Nie mogę nic więcej powiedzieć i tak już za dużo wiesz. Nie mów jej że wiesz ode mnie
- Jasne, dziękuję Ci bardzo. Za wszystko.
- Nie ma sprawy - rzekłam, a Reus wstał, zapłacił za wodę i skierował się do wyjścia
- Marco! - zawołałam za nim - Jutro po meczu będę z nią czekać po stadionem, jeśli chcesz z nią pogadać - blondyn na to tylko uśmiechnął się pod nosem, lecz ja wiedziałam, że skorzysta z tej propozycji. Miałam przeczucie, że tą dwójkę ciągnie do siebie,  a ja postanowiłam sobie że im troszeczkę pomogę. 




~***~




Südtribüne   to coś niesamowitego. Miejsce, w którym kibice Borussi łączą się w jedną całość i
wspierają Dortmundczyków. Każdy fan Borussi powinien mieć okazję poczuć tą niesamowitą atmosferę. Własnie możliwość poczucia tych niesamowitych emocji przekonały Vanessę do przyjścia na mecz. Dziewczyny z wielkim zaangażowaniem przeżywały każdy faul, każde podanie i oczywiście bramkę. Tomek również, choć nie pokazywał tak tego. Drużyna z Dortmundu wygrała w kolejnym sparingu deklasując rywali  z Hannoveru 6:2. Dziewczyny razem z Tomkiem czekały przed stadionem. Wkrótce pojawił się Moritz, Marco, Mats oraz Kevin.
- Cześć Majka - przywitał się piłkarz grający z numerem 7*
- Cześć, gratuluje dobrego meczu! - rzekła Majka. - Poznajcie się. To jest Vanessa, i Tomek
- Jej chłopak - rzekł Tomek chwytając swoją dziewczynę za rękę. Czyżby to był gest zazdrości?
- Miło poznać - odparli piłkarze chórem.
- Zagraliście bardzo dobry mecz - powiedziała Vanessa
- Ale, nie popadajcie w samozachwyt. Są jeszcze rzeczy do poprawienia - rzuciła Majka po czym zauważyła, iż spojrzenie Marco skierowane jest na jej przyjaciółkę. Musiała coś z tym zrobić. - No to może misiak tak na osłodę wygranej? - zaproponowała i przytuliła każdego z nich. Kiedy doszła do Reusa szepnęła - No weź z nią porozmawiaj. -Chłopak wziął sobie do serca słowa dziewczyny, ale nie wiedział jak zacząć. W momencie kiedy trójka przyjaciół żegnała się z piłkarzami Marco chwycił dziewczynę za rękę
- Możemy porozmawiać? - zapytał
- W takim razie my zaczekamy tam - Majka wskazała pobliskie ławeczki - prawda, Tomek?
- My również już pójdziemy - zakomunikował Mats zostawiając tą dwójkę samą.
- Vanessa, ja.. - puścił jej rękę
- Marco, przepraszam, że wyszłam tak bez pożegnania, że w ogóle zasnęłam u Ciebie.
- To żaden problem, nie masz za co przepraszać - podszedł bliżej niej.
- Marco, ja Cię bardzo przepraszam. - ściszyła głos -  My nie możemy się widywać.
- Ale jak to? - słychać było smutek i  żal w jego głosie.
- Nie dzisiaj, innym razem Ci to wytłumaczę - plątała się w słowach 
- Nie chcesz się ze mną spotykać, ale innym razem wytłumaczysz mi dlaczego nie chcesz tego robić. Vanessa, czy tylko dla mnie to jest podejrzane?
- Masz rację, Marco. Tak nie może być. To nasze ostatnie spotkanie.  - odwróciła się i odeszła kilka kroków
- Powiedz, że nic do mnie nie czujesz - dziewczyna spojrzała na niego. Miłość od pierwszego wejrzenia. Wydawała jej się tak absurdalną sprawą. Kiedyś. Teraz było zupełnie inaczej. Popatrzyła jeszcze raz na blondyna, który natychmiast do niej podbiegł. - Vanessa... - zbliżył swoją dłoń do jej policzka
- Nie, Marco. My nie możemy - spojrzała mu w oczy. Jednak jej słowa nie były przekonujące
- Oczywiście, że możemy - rzekł i pocałował ją. Ona czuła się niesamowicie, jednak wiedziała, iż musi  to przerwać. To nie miało sensu.
- Nie, Marco. Ja nie mogę - powiedziała i uciekła zastawiając go samego pod stadionem. Czuł złość. Był wściekły na samego siebie. Nie powinien tego robić, ale taki już był. Impulsywny, działał pod wpływem chwili. Już kiedy Vanessa była u niego w mieszkaniu miał ochotę ją pocałować, lecz wtedy jakoś udało mu się powstrzymać. Pierwszy raz zależało mu na jakieś dziewczynie, lecz stare nawyki dały się we znaki i prawdopodobnie stracił ją...
.


____________________________
*Ja wiem, w Dortmundzie z 7 gra Kagawa, ale... to jest mój blog i ja tak chcę :P Jeszcze 10 miesięcy...
Wam też tak smutno po wczorajszej przegranej? :(

Buziaki :**


1 komentarz:

  1. 7 miał i zawsze będzie mieć Moritz niech Kagaa się takdo ego numerka nie przyzywczaja. Rozdział cudowny, bo Mo *.*
    Nie no, a tak całkowicie poważnie to bardzo podoba mi się wszystko. Szkoda mi tylko Marco, bo na prawdę wydaję się całkiem fajnym chłopakiem. A przedewszystkim zakochanym w Vann. Szkoda, że ona go tak odtrąca :((((((

    OdpowiedzUsuń